ROZDZIAŁ
II
-Skyler, dziecko powiedź mi proszę, dlaczego musiałam
na ciebie tyle czekać...- usłyszałam na przywitanie zdenerwowany
głos mamy.
- Przepraszam, ja... zagadałam się z kimś –
odpowiedziałam w pośpiechu, jednocześnie patrząc jak stojąca za
plecami mojej mamy Libby pokazuje mi na migi, żebym dziś poszła
do niej.
Uznając
pomysł przyjaciółki za dobry, dodałam prędko:
- Mamuś, możemy iść dziś do domu Libby.
- O nie,dziś niedziela i nikt nie będzie do nikogo szedł. A ty, Libby także powinnaś odpocząć. Twoja mama z pewnością cię szuka, do widzenia- mówiąc to, mama lekko uchyliła drzwi, wpuszczając do środka zadziwiająco ciepłe, wieczorne powietrze.
- No to dobranoc, proszę pani. Sky, zadzwonię- rzuciła w pośpiechu Libby, po czym kierując się w stronę domu, oddaliła się za ciemnym zaułkiem, który oślepiała jedynie brzęcząca żarówka lampy ulicznej i blask wyłaniającego się zza chmur księżyca.
- Mamo, co to wszystko miało znaczyć? Jak masz zły dzień, to mi powiedz, a nie od razu wyrzucaj Libby z domu! - podniosłam głos, wpatrując się w górujący na rozgwieżdżonym niebie księżyc, którego widok mnie uspokajał.
- Skyler, masz szlaban! Jutro nigdzie nie pójdziesz!- krzyknęła, opierając dłoń o świeżo wyczyszczony kuchenny blat.
- To nie w porządku! Wiem, że jesteś zła na tatę, bo dziś są twoje urodziny! Nie musisz wyżywać się na mnie! - fuknęłam, wbiegając na górę po dębowych schodach.
Poczułam,
jak łzy napływają mi do oczu. Policzyłam do dziesięciu, po czym
szarpnęłam za klamkę od drzwi prowadzących do mojego pokoju. Z
wściekłością nimi trzasnęłam, wchodząc do środka.
Zauważyłam,że okno jest lekko uchylone.
- To dziwne...- pomyślałam, przyglądając się bacznie szybie, przez którą idealie było widać słabo oświetloną ulicę- Przecież było ono zamknięte...
Postanowiłam
jednak, że nie czas teraz na zabawy w detektywa, najwyraźniej
zapomniałam je zamknąć wychodząc dziś rano z domu. Tak, to z
pewnością przez zabieganie.
Rzuciłam
skórzaną torbę na kwiecistą pufę, po czym ruszyłam w kierunku
komody z ubraniami. Błyskawicznie wciągnęłam na siebie fioletowe
spodnie od piżamy i bluzę z krótkim rękawem będące częścią
mojej piżamy. Uwalniając długie włosy z kucyka, wskoczyłam pod
białą pościel, gasząc światło. Oparłam wygodnie głowę o
poduszkę, próbując zasnąć. Wspomnienia z dzisiejszego dnia
krążyły po mojej głowie niczym planety wokół słońca.
Przypomniałam sobie twarz Jamesa, po czym uśmiechając się do
siebie zasnęłam.
Obudziło
mnie głośne szlochanie. Przetarłam ze zmęczenia oczy, patrząc na
podrażniający moje oczy wyświetlacz telefonu. 03:45. - No pięknie-
pomyślałam, wzdychając przeciągle. Ziewając, zwlokłam się z
łóżka i podążyłam za głosem, który prawdopodobnie dobiegał z
kuchni. Przebiegłam boso przez salonowe panele, żałując, że nie
założyłam na stopy ciepłych kapci. Starając się nie hałasować,
zajrzałam przez framugę, odgarniając niesforne pasma brązowych
włosów do tyłu. Przy stole siedziała mama z podkrążonymi
oczami, ocierając łzy. W prawej ręce trzymała kubek z
prawdopodobnie od dawna zimną kawą. Cały blat był zaś zajęty
przez stosy zapisanych kartek z logo biura, w którym pracuje. Jej
zwykle tryskające blaskiem i nową, połyskującą farbą włosy
wyglądały w słabym świetle na przetłuszczone i zaniedbane.
Rozmazany makijaż spływający jej po policzkach również nie
dodawał uroku. Mimo to poczułam mocny ścisk w żołądku. Nie
lubiłam się z nią kłócić, nawet wtedy gdy byłam w złym
humorze. Już miałam wrócić do łóżka idąc jak najciszej na
palcach, kiedy usłyszałam jak mama chlipie niemal szeptem:
- Skyler, czy to ty?
- Niech to...- przemknęło mi przez myśl- tak,mamo już idę- odpowiedziałam półszeptem, wchodząc do kuchni. Światło wygasającej żarówki sprawiło, że moja głowa zaczęła coraz mocniej pulsować.
- Coś się stało?- spytałam, ledwo patrząc na opuchnięte oczy.
- Zgadnij sama. Tata znów nie wrócił wcześniej z pracy... Dzwoniłam chyba z tysiąc razy, jego telefon milczy jak zaklęty.
- Aha, no tak... Emm, mamo daj spokój. Wiesz, jak jest- załatwi kilka papierów i rano wróci. Spokojnie, zajrzę do biura, jak będę jutro wracała z Libby ze szkoły- dodałam, rozprostowując kręgosłup.
- Może i masz rację... A teraz wracaj do spania, muszę jeszcze spisać raport – mówiąc to odesłała mnie gestem ręki do pokoju- Aha, Skyler...
- Tak?
- Dziękuję- odpowiedziała mama, zmuszając się do słabego uśmiechu.
*
* *
-
Skyler Stone, czy mogłaby pani odpowiedzieć na moje pytanie?
Powtarzam- ile wynosi wynik tego równania?- ochrypły głos pani
Richardson zadudnił donośnym echem po całej klasie.
Złapałam
się za obolałe czoło. No dalej, myśl... Przecież znasz
odpowiedź- powtarzałam sobie w duchu, nie odrywając wzroku od
tykających wskazówek zegara, który za minutę miał obwieścić
dzwonek na przerwę.
- Tik,tak- tik,tak-tik,tak...- irytujące odgłosy dźwięczały mi w uszach.
- Słucham? - ponowiła pytanie nauczycielka.
- Ja... ja...- zaczęłam niemal szeptem.
Po
chwili cała klasa odetchnęła z ulgą, słysząc dzwonek świadczący
o końcu okropnej lekcji. Ja również poczułam się spokojniej,
wiedząc że na dziś już koniec.
- Nie tak szybko panno Stone- zatrzymała mnie nauczycielka- Dlaczego jest pani dzisiaj taka nieprzytomna? Czy mam zgłosić to dyrektorce? Podaj mi zeszyt, muszę poinformować o tym rodziców.
Świetnie.
Zawiadomi rodziców. Co jeszcze mi się dziś przytrafi? -
pomyślałam, niechętnie wyciągając z plecaka sztywny kawałek
papieru.
Patrząc
jak pani Richardson zapełnia śnieżnobiałe strony ogromnymi,
czerwonymi literami, dostrzegłam wyblakłą postać małej
dziewczynki znajdującej się za szybą. Przetarłam ze zdziwienia
oczy, przyglądając się jeszcze uważniej. Tym razem jej nie było.
To tylko moja wyobraźnia.
- Do podpisu na jutro...- mruknęła nauczycielka, oddając mi zeszyt.
-
Sky, już myślałam,że stamtąd nie wyjdziesz... Musisz coś
koniecznie zobaczyć!- krzyknęła Libby, popychając mnie w kierunku
korytarza.
Nie
mogłam w to uwierzyć! Przy jaskrawo czerwonej szafce stał James,
rozmawiając z Matthew.
- Jest nowym uczniem w naszej szkole- dodała roześmiana Libby, patrząc w ich kierunku- I przy okazji ich idolem- dodała, patrząc jak grupka dziewczyn z równoległej klasy zarzuca uwodzicielsko włosami, przechodząc koło Jamesa.
- Skyler, a tak przy okazji- słyszałaś,że dzisiaj w H&M' ie rozdają niektóre ciuchy za darmo? Koniecznie musimy się tam zjawić!
- Nie ma mowy. Mam szlaban, za nic się nie wymigam...- odparłam, odwracając wzrok.
- Oj,dasz radę. No proszę, taka okazja się nie powtórzy!- nalegała przyjaciółka.
- No... W imieniu ubrań chyba mogę to zrobić...- zażartowałam, ostatecznie ulegając- Ale wyjdziemy stamtąd przed 21:00,ok?- spytałam.
- Ok,ok. Przecież nie będziemy tam tak długo. No chyba, że... porwie nas jakiś duch!
Razem
z Libby wybuchłyśmy śmiechem.
- To,co umówione?
- Umówione- odpowiedziałam, choć tak naprawdę czułam, że będę tego żałować...
*
* *
Na
miejscu panował straszny gwar. Tłumy niemal identycznie ubranych
dziewczyn chodziło wokół stoisk z ubraniami, jak gdyby były
wygłodniałymi lwami, które właśnie wyruszyły na łowy.
Odruchowo spojrzałam na zegarek. Białe wskazówki ustawione były
na godzinę 20:00. Postanowiłam, że skorzystam z okazji i
przymierzę kilka bluzek. Raz po raz, wychodząc z przebieralni Libby
przytakiwała, klaskała albo wpatrywała się w każdą kolejną
kreację z namaszczeniem. Ja jednak w niczym nie czułam się
odpowiednio. Została mi ostatnia rzecz- biała sukienka pokryta
elegancką, czarną koronką. W pośpiechu wsunęłam ją na siebie,
po czym odsłoniłam czerwoną zasłonę.
- Sky,wyglądasz... obłędnie!- klasnęła w dłonie uradowana Libby, trzymając na kolanach swoje torby z zakupami- uważam,że koniecznie musisz ją kupić, jest idealna!
- Naprawdę tak sądzisz?- spytałam, uśmiechając się blado- nie jestem pewna,czy...
- Och, ty i ta twoja skromność. Żadnych „ale”- bierzemy ją!- przerwała mi przyjaciółka, łapiąc mnie za nadgarstek i prowadząc w kierunku kasy.
- To co teraz?- spytała, chowając do lakierowanej portmonetki kartę kredytową.
- Libby, jeśli nie wrócę teraz, mama mnie zabije...- jęknęłam, patrząc na tarczę sportowego zegarka.
- W porządku, chodźmy.
Przechodząc
przez obrotowe drzwi, nagle poczułam,że moja torba zaplątuje się
o szparkę pomiędzy przejściem. Gdy mocnym szarpnięciem uwolniłam
rączkę, niechcący przewróciłam się, potrącając przy tym jakąś
dziewczynę.
- Uważaj, jak łazisz!- mruknęła, tupiąc nerwowo czubkami Martens' ów.
- Prze,prze... przepraszam...- wydukałam, podnosząc się z brudnego asfaltu.
Kątem
oka spojrzałam na nieznajomą. Dziewczyna miała przeraźliwie bladą
twarz i mocny makijaż twarzy. Jej sztuczny odcień czerni na włosach
był przyozdobiony różowymi końcówkami. Nastolatka miała na
sobie granatową bluzę z paskami na rękawach, obcisłą spódniczkę,
kabaretki oraz nieco za duże glany z rozwiązanymi sznurówkami.
Miała w sobie jednak jedną bardzo intrygującą rzecz- diabolicznie
błękitne oczy ze źrenicami wielkości szpilki.
- Wybacz mi proszę...- powtórzyłam, przyglądając się jej oczom.
- O Chryste!- krzyknęła dziewczyna, patrząc w moim kierunku- Ty jesteś Skyler Stone!
- Ekhmm... czy my się znamy? Skąd wiesz, jak mam na imię?- spytałam, nieco przerażona jej reakcją na mój widok.
- Musisz koniecznie iść ze mną!- szarpnęła mnie za rękaw swetra, zagłębiając się w ciemny zakątek ulicy.
- Ale, ale co z... z Libby?- dodałam, w ogóle nie wiedząc o co chodzi.
- Dobra, bierz przyjaciółeczkę i chodźcie za mną. Tylko nikomu ani słowa, wszystko co się wydarzy zostaje między nami- powiedziała, ponaglając nas.
- Lepiej mnie posłuchajcie. Ja nie żartuję. Bo inaczej- mocno tego pożałujecie...
~
Ciąg dalszy nastąpi...
OD
AUTORKI: Kochani,
mam nadzieję, że ten rozdział również się Wam spodobał.
Wiem,że
miał być wcześniej, ale jako że dziś postanowiłam go skoń-
czyć
pojawił się teraz. Liczę
na Wasze komentarze :). Pozdrawiam!
PS. Wybaczcie za to wypunktowanie- to miały być myślniki... ;)