piątek, 7 marca 2014

ROZDZIAŁ II

ROZDZIAŁ II


    -Skyler, dziecko powiedź mi proszę, dlaczego musiałam na ciebie tyle czekać...- usłyszałam na przywitanie zdenerwowany głos mamy.

- Przepraszam, ja... zagadałam się z kimś – odpowiedziałam w pośpiechu, jednocześnie patrząc jak stojąca za plecami mojej mamy Libby pokazuje mi na migi, żebym dziś poszła do niej.

Uznając pomysł przyjaciółki za dobry, dodałam prędko:

  • Mamuś, możemy iść dziś do domu Libby.

  • O nie,dziś niedziela i nikt nie będzie do nikogo szedł. A ty, Libby także powinnaś odpocząć. Twoja mama z pewnością cię szuka, do widzenia- mówiąc to, mama lekko uchyliła drzwi, wpuszczając do środka zadziwiająco ciepłe, wieczorne powietrze.

  • No to dobranoc, proszę pani. Sky, zadzwonię- rzuciła w pośpiechu Libby, po czym kierując się w stronę domu, oddaliła się za ciemnym zaułkiem, który oślepiała jedynie brzęcząca żarówka lampy ulicznej i blask wyłaniającego się zza chmur księżyca.

  • Mamo, co to wszystko miało znaczyć? Jak masz zły dzień, to mi powiedz, a nie od razu wyrzucaj Libby z domu! - podniosłam głos, wpatrując się w górujący na rozgwieżdżonym niebie księżyc, którego widok mnie uspokajał.

  • Skyler, masz szlaban! Jutro nigdzie nie pójdziesz!- krzyknęła, opierając dłoń o świeżo wyczyszczony kuchenny blat.

  • To nie w porządku! Wiem, że jesteś zła na tatę, bo dziś są twoje urodziny! Nie musisz wyżywać się na mnie! - fuknęłam, wbiegając na górę po dębowych schodach.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Policzyłam do dziesięciu, po czym szarpnęłam za klamkę od drzwi prowadzących do mojego pokoju. Z wściekłością nimi trzasnęłam, wchodząc do środka. Zauważyłam,że okno jest lekko uchylone.

  • To dziwne...- pomyślałam, przyglądając się bacznie szybie, przez którą idealie było widać słabo oświetloną ulicę- Przecież było ono zamknięte...

Postanowiłam jednak, że nie czas teraz na zabawy w detektywa, najwyraźniej zapomniałam je zamknąć wychodząc dziś rano z domu. Tak, to z pewnością przez zabieganie.
Rzuciłam skórzaną torbę na kwiecistą pufę, po czym ruszyłam w kierunku komody z ubraniami. Błyskawicznie wciągnęłam na siebie fioletowe spodnie od piżamy i bluzę z krótkim rękawem będące częścią mojej piżamy. Uwalniając długie włosy z kucyka, wskoczyłam pod białą pościel, gasząc światło. Oparłam wygodnie głowę o poduszkę, próbując zasnąć. Wspomnienia z dzisiejszego dnia krążyły po mojej głowie niczym planety wokół słońca. Przypomniałam sobie twarz Jamesa, po czym uśmiechając się do siebie zasnęłam.

Obudziło mnie głośne szlochanie. Przetarłam ze zmęczenia oczy, patrząc na podrażniający moje oczy wyświetlacz telefonu. 03:45. - No pięknie- pomyślałam, wzdychając przeciągle. Ziewając, zwlokłam się z łóżka i podążyłam za głosem, który prawdopodobnie dobiegał z kuchni. Przebiegłam boso przez salonowe panele, żałując, że nie założyłam na stopy ciepłych kapci. Starając się nie hałasować, zajrzałam przez framugę, odgarniając niesforne pasma brązowych włosów do tyłu. Przy stole siedziała mama z podkrążonymi oczami, ocierając łzy. W prawej ręce trzymała kubek z prawdopodobnie od dawna zimną kawą. Cały blat był zaś zajęty przez stosy zapisanych kartek z logo biura, w którym pracuje. Jej zwykle tryskające blaskiem i nową, połyskującą farbą włosy wyglądały w słabym świetle na przetłuszczone i zaniedbane. Rozmazany makijaż spływający jej po policzkach również nie dodawał uroku. Mimo to poczułam mocny ścisk w żołądku. Nie lubiłam się z nią kłócić, nawet wtedy gdy byłam w złym humorze. Już miałam wrócić do łóżka idąc jak najciszej na palcach, kiedy usłyszałam jak mama chlipie niemal szeptem:

  • Skyler, czy to ty?

  • Niech to...- przemknęło mi przez myśl- tak,mamo już idę- odpowiedziałam półszeptem, wchodząc do kuchni. Światło wygasającej żarówki sprawiło, że moja głowa zaczęła coraz mocniej pulsować.

  • Coś się stało?- spytałam, ledwo patrząc na opuchnięte oczy.

  • Zgadnij sama. Tata znów nie wrócił wcześniej z pracy... Dzwoniłam chyba z tysiąc razy, jego telefon milczy jak zaklęty.

  • Aha, no tak... Emm, mamo daj spokój. Wiesz, jak jest- załatwi kilka papierów i rano wróci. Spokojnie, zajrzę do biura, jak będę jutro wracała z Libby ze szkoły- dodałam, rozprostowując kręgosłup.

  • Może i masz rację... A teraz wracaj do spania, muszę jeszcze spisać raport – mówiąc to odesłała mnie gestem ręki do pokoju- Aha, Skyler...

  • Tak?

  • Dziękuję- odpowiedziała mama, zmuszając się do słabego uśmiechu.




* * *

- Skyler Stone, czy mogłaby pani odpowiedzieć na moje pytanie? Powtarzam- ile wynosi wynik tego równania?- ochrypły głos pani Richardson zadudnił donośnym echem po całej klasie.
Złapałam się za obolałe czoło. No dalej, myśl... Przecież znasz odpowiedź- powtarzałam sobie w duchu, nie odrywając wzroku od tykających wskazówek zegara, który za minutę miał obwieścić dzwonek na przerwę.

  • Tik,tak- tik,tak-tik,tak...- irytujące odgłosy dźwięczały mi w uszach.

  • Słucham? - ponowiła pytanie nauczycielka.

  • Ja... ja...- zaczęłam niemal szeptem.
Po chwili cała klasa odetchnęła z ulgą, słysząc dzwonek świadczący o końcu okropnej lekcji. Ja również poczułam się spokojniej, wiedząc że na dziś już koniec.

  • Nie tak szybko panno Stone- zatrzymała mnie nauczycielka- Dlaczego jest pani dzisiaj taka nieprzytomna? Czy mam zgłosić to dyrektorce? Podaj mi zeszyt, muszę poinformować o tym rodziców.

Świetnie. Zawiadomi rodziców. Co jeszcze mi się dziś przytrafi? - pomyślałam, niechętnie wyciągając z plecaka sztywny kawałek papieru.
Patrząc jak pani Richardson zapełnia śnieżnobiałe strony ogromnymi, czerwonymi literami, dostrzegłam wyblakłą postać małej dziewczynki znajdującej się za szybą. Przetarłam ze zdziwienia oczy, przyglądając się jeszcze uważniej. Tym razem jej nie było. To tylko moja wyobraźnia.

  • Do podpisu na jutro...- mruknęła nauczycielka, oddając mi zeszyt.




- Sky, już myślałam,że stamtąd nie wyjdziesz... Musisz coś koniecznie zobaczyć!- krzyknęła Libby, popychając mnie w kierunku korytarza.

Nie mogłam w to uwierzyć! Przy jaskrawo czerwonej szafce stał James, rozmawiając z Matthew.

  • Jest nowym uczniem w naszej szkole- dodała roześmiana Libby, patrząc w ich kierunku- I przy okazji ich idolem- dodała, patrząc jak grupka dziewczyn z równoległej klasy zarzuca uwodzicielsko włosami, przechodząc koło Jamesa.

  • Skyler, a tak przy okazji- słyszałaś,że dzisiaj w H&M' ie rozdają niektóre ciuchy za darmo? Koniecznie musimy się tam zjawić!

  • Nie ma mowy. Mam szlaban, za nic się nie wymigam...- odparłam, odwracając wzrok.

  • Oj,dasz radę. No proszę, taka okazja się nie powtórzy!- nalegała przyjaciółka.

  • No... W imieniu ubrań chyba mogę to zrobić...- zażartowałam, ostatecznie ulegając- Ale wyjdziemy stamtąd przed 21:00,ok?- spytałam.

  • Ok,ok. Przecież nie będziemy tam tak długo. No chyba, że... porwie nas jakiś duch!

Razem z Libby wybuchłyśmy śmiechem.

  • To,co umówione?

  • Umówione- odpowiedziałam, choć tak naprawdę czułam, że będę tego żałować...



* * *


Na miejscu panował straszny gwar. Tłumy niemal identycznie ubranych dziewczyn chodziło wokół stoisk z ubraniami, jak gdyby były wygłodniałymi lwami, które właśnie wyruszyły na łowy. Odruchowo spojrzałam na zegarek. Białe wskazówki ustawione były na godzinę 20:00. Postanowiłam, że skorzystam z okazji i przymierzę kilka bluzek. Raz po raz, wychodząc z przebieralni Libby przytakiwała, klaskała albo wpatrywała się w każdą kolejną kreację z namaszczeniem. Ja jednak w niczym nie czułam się odpowiednio. Została mi ostatnia rzecz- biała sukienka pokryta elegancką, czarną koronką. W pośpiechu wsunęłam ją na siebie, po czym odsłoniłam czerwoną zasłonę.

  • Sky,wyglądasz... obłędnie!- klasnęła w dłonie uradowana Libby, trzymając na kolanach swoje torby z zakupami- uważam,że koniecznie musisz ją kupić, jest idealna!

  • Naprawdę tak sądzisz?- spytałam, uśmiechając się blado- nie jestem pewna,czy...

  • Och, ty i ta twoja skromność. Żadnych „ale”- bierzemy ją!- przerwała mi przyjaciółka, łapiąc mnie za nadgarstek i prowadząc w kierunku kasy.

  • To co teraz?- spytała, chowając do lakierowanej portmonetki kartę kredytową.

  • Libby, jeśli nie wrócę teraz, mama mnie zabije...- jęknęłam, patrząc na tarczę sportowego zegarka.

  • W porządku, chodźmy.

Przechodząc przez obrotowe drzwi, nagle poczułam,że moja torba zaplątuje się o szparkę pomiędzy przejściem. Gdy mocnym szarpnięciem uwolniłam rączkę, niechcący przewróciłam się, potrącając przy tym jakąś dziewczynę.

  • Uważaj, jak łazisz!- mruknęła, tupiąc nerwowo czubkami Martens' ów.

  • Prze,prze... przepraszam...- wydukałam, podnosząc się z brudnego asfaltu.

Kątem oka spojrzałam na nieznajomą. Dziewczyna miała przeraźliwie bladą twarz i mocny makijaż twarzy. Jej sztuczny odcień czerni na włosach był przyozdobiony różowymi końcówkami. Nastolatka miała na sobie granatową bluzę z paskami na rękawach, obcisłą spódniczkę, kabaretki oraz nieco za duże glany z rozwiązanymi sznurówkami. Miała w sobie jednak jedną bardzo intrygującą rzecz- diabolicznie błękitne oczy ze źrenicami wielkości szpilki.

  • Wybacz mi proszę...- powtórzyłam, przyglądając się jej oczom.

  • O Chryste!- krzyknęła dziewczyna, patrząc w moim kierunku- Ty jesteś Skyler Stone!

  • Ekhmm... czy my się znamy? Skąd wiesz, jak mam na imię?- spytałam, nieco przerażona jej reakcją na mój widok.

  • Musisz koniecznie iść ze mną!- szarpnęła mnie za rękaw swetra, zagłębiając się w ciemny zakątek ulicy.

  • Ale, ale co z... z Libby?- dodałam, w ogóle nie wiedząc o co chodzi.

  • Dobra, bierz przyjaciółeczkę i chodźcie za mną. Tylko nikomu ani słowa, wszystko co się wydarzy zostaje między nami- powiedziała, ponaglając nas.


  • Lepiej mnie posłuchajcie. Ja nie żartuję. Bo inaczej- mocno tego pożałujecie...


~ Ciąg dalszy nastąpi...




OD AUTORKI: Kochani, mam nadzieję, że ten rozdział również się Wam spodobał.
Wiem,że miał być wcześniej, ale jako że dziś postanowiłam go skoń-

czyć pojawił się teraz. Liczę na Wasze komentarze :). Pozdrawiam!
PS. Wybaczcie za to wypunktowanie- to miały być myślniki... ;)

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział I

KILKA SŁÓW NA POCZĄTEK


 Cześć wszystkim! Jak już z pewnością zdążyliście zauważyć, w lutym skończyłam pisać mój stary blog. Z początku było mi trochę dziwnie tak kończyć dzień, nie dodając żadnego wpisu, co stało się już moim przyzwyczajeniem. Teraz jednak zadecydowałam, że wznowię prowadzenie bloga, tyle tylko, że będzie on... z opowiadaniem! :)
 Mam nadzieję, że bohaterowie oraz wątek przypadnie wam do gustu i, że zostaniecie tu na dłużej. Cóż mogę powiedzieć więcej? Mam nadzieję,że uda mi się zgromadzić tylu wiernych czytelników ( a może i nawet więcej ), ilu posiadał blog Planeta Marzycielki. 

 Zapraszam do czytania! 










ROZDZIAŁ I


- Megan , proszę nie patrz się tak w to przeklęte urządzenie...- mruknął Ethan siedzący obok kobiety.

- Wybacz,za chwilkę wrócę do pisania raportu, ale najpierw muszę sprawdzić, czy nie przyszła żadna wiadomość od Davida- odpowiedziała, zakładając niesforny kosmyk blond włosów za ucho.

- Znów go nie ma?...- na bladej twarzy Ethana malowało się współczucie.

- Tak, to staje się już męczące... Co najdziwniejsze, za każdym razem o tym, że późno wróci z pracy informuje mnie Rebeka. Jakby nie miała nic innego do roboty, tylko wtrącać się w cudze życie...- Megan z westchnieniem zamknęła czarną klapę telefonu, odgarniając plączące jej się na czole włosy.

- W porządku Meg, sam to dziś skończę. Ale żeby było jasne- pierwszy i ostatni raz.

- Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna! Odwdzięczę się przy najbliższej okazji - odparła Megan, próbując się choć trochę rozweselić i podnieść na duchu, lecz tak naprawdę miała wielką ochotę się rozpłakać.



* * *


 Razem z Libby zmierzałyśmy właśnie w kierunku budki z orzeźwiającą mrożoną herbatą. Był dopiero początek maja, a do upragnionych wakacji szmat czasu, jednakże żar lejący się z błękitnego nieba sprawiał, że chęć napicia się czegoś zimnego była ogromna. Gdy udało nam się wygrzebać z kieszeni krótkich spodenek wystarczająco dużo drobnych, z niechęcią stanęłyśmy w ogromnej kolejce, opierając się o drzwiczki budki. Rażące słońce,które górowało na niemalże bezchmurnym niebie z łatwością przedostawało się przez przyciemniane szkła moich okularów.

- Sky, jaki chcesz sok?- poczułam szturchnięcie Libby, sygnalizujące, że teraz jesteśmy pierwsze w kolejce.

- Raz wiśnia i limonka proszę - odpowiedziałam sprzedawcy, składając zamówienie za przyjaciółkę.

- Bardzo proszę dziewczyny- odparł ciemnowłosy mężczyzna stojący za bambusową ladą obklejoną plakatami o tegorocznych imprezach plażowych.

 Zabierając plastikowe kubki z mrożoną herbatą, ruszyłyśmy w kierunku plaży. Mimo ogromnego upału typowego dla godziny 12:00, plażowicze wciąż wygrzewali się na kolorowych leżakach, surferzy brnęli po wzburzonych falach, a grupka nastolatków grała w siatkówkę. Zajęłam miejsce tuż obok Libby na parzącym moje bose stopy piasku, wpatrując się jak piłka z lekkością przelatuje przez siatkę z jednej, na drugą stronę. Tak bardzo skupiłam się na przedmiocie przemieszczającym się z prędkością światła przed moimi oślepionymi słońcem oczami, że nie usłyszałam: 

- Skyler, uważaj!

 Nim zdążyłam schylić głowę, szkła moich nowiutkich okularów zsunęły mi się z nosa i upadły na piasek, strącone przez silne uderzenie piłki. Zachwiałam się lekko, przykładając gorącą dłoń do mojego pulsującego z bólu czoła. Zakręciło mi się w głowie. Spojrzałam przed siebie w poszukiwaniu oparcia się o coś, ale jedyne co widziałam, to dwie rozmazane twarze przypatrujące mi się bacznie. Poczułam, że powieki same mi się zamykają. Zobaczyłam ciemność.



* * *


 - Nic ci nie jest?- usłyszałam ciepły,spokojny męski głos.

 Powoli otworzyłam oczy, chcąc przyzwyczaić je do blasku promieni słonecznych. 

-T...t...tak , w p... porządku - wymamrotałam.

Przede mną stał wysoki brunet o gęstych, lśniących włosach. Jego intensywnie brązowe oczy patrzyły się na mnie z radością. Chłopak wyciągnął w moim kierunku opaloną dłoń.

- Jestem James, to ja niechcący rzuciłem w ciebie piłką, przepraszam- odparł nieśmiało, pomagając mi wstać z wciąż jeszcze gorącego piasku.

- Skyler. Nic się nie stało- odpowiedziałam, strzepując z białego T- shirtu ziarenka piachu.

- Twoja koleżanka poszła po opatrunek, więc na chwilę obecną jesteś skazana na moją obecność- zażartował chłopak, mrużąc oczy przed słońcem.

- Wcale mi ona nie przeszkadza - dodałam, lekko zmieszana.

- W takim razie świetnie. A jeśli chodzi o twoje Ray-Bany- dodał, wskazując na popękane szkła- odkupię ci ten sam model.

- N...nie trzeba- odparłam, nie wiedząc, co powinnam powiedzieć.

- Trzeba,i to koniecznie. W takim razie oddam ci pieniądze - mówiąc to, wręczył mi plik zielonych banknotów, po czym promiennie się uśmiechając rzucił na odchodne- Do zobaczenia Skyler, miło było mi cię poznać. 

- Mnie również James- odpowiedziałam niemal szeptem, gdyż chłopak już dawno zdążył zniknąć za aleją kołyszących się na wietrze palm.

 Po chwili zauważyłam, jak zza ogromnej piaskowej wydmy wyłania się sylwetka biegnącej w moim kierunku Libby.

- Sky, nic ci nie jest? - spytała dysząca ze zmęczenia przyjaciółka, trzymając w ręku zwinięty w rulon bandaż.

- Nie,dzięki Libby, ale chyba nie będzie mi potrzebny- odparłam, wskazując na bandaż.

- Na pewno wszystko gra? - ponowiła pytanie, uśmiechając się do mnie znacząco.

- Na pewno, idź już do domu, dogonię cię - odpowiedziałam,patrząc jak przyjaciółka skinęła głową i ruszyła w kierunku mojej ulicy.

 Odwróciłam się w stronę plaży i uśmiechając się do siebie, po raz ostatni zerknęłam w kierunku alei, za którą zniknął James.


  ~Ciąg dalszy nastąpi...                                              





Od autorki: Wybaczcie mi proszę za podkreślenia w tekście, postaram się je zlikwidować. Mam nadzieję,że ten rozdział się Wam spodobał,pomimo iż był nieco krótki. Miło byłoby mi,gdybyście zostawili tu komentarz wyrażający waszą opinię :) 
Następna część opowiadania powinna się pojawić za ok. tydzień.